Astronomican
Advertisement

Pod koniec 41 Millenium sąsiadująca ze światem - fortecą Cadia planeta Prosan stała się celem inwazji przeprowadzonej przez potężną hordę Orków, których dowódcą był Wielki Szef Tuska.

Przybycie Orków oraz ich pobyt na planecie[]

Gdy do systemu cadiańskiego weszła flota orków, jednostki Imperium wyruszyły aby ją przechwycić i zniszczyć. Jednak flota Imperium tylko spowolniła ale nie zatrzymała postępów zielonoskórych. Orkowa flota przedarła się przez blokadę tracąc zaledwie jedną trzecią swoich sił. Kiedy wreszcie dotarła nad Prosan dowództwo Imperium spodziewało się że wrota Cadiańskie staną się świadkami przeprowadzonego na pełną skalę Waaagh!.

Planeta Prosan była polem treningowym dla przyszłych regimentów Cadiańskich. Światem niezwykle niebezpiecznym i kompletnie ze strategicznego punktu widzenia bezwartościowym. Niestabilny klimat został jeszcze dodatkowo sztucznie zmodyfikowany by mocniej służyć ćwiczeniom dla żołnierzy w jak najbardziej ekstremalnych warunkach. Nieprzerwanie padały tam kwaśne deszcze a spomiędzy ostrych wulkanicznych skał wylewała się lawa i na dokładkę na powierzchni szalały tornada oraz burze. Tajemnicą pozostawało czego Orkowie szukają na tej niegościnnej planecie.

Przez trzynaście dni cadiańscy dowódcy obserwowali z zaciekawieniem, jak po nieprzyjaznej powierzchni planety rozlewają się kolejne fale orkowych wojsk. Imperialne regimenty, które akurat były na planecie walczyły z wielkim poświęceniem, dzięki odpowiedniemu wyszkoleniu szybko zyskali przewagę nad zielonoskórymi. Wielki Szef Tuska zdawał się jednak dążyć do podboju planety za wszelką cenę, a jego elitarna piechota przyjmowała to wyzwanie z wielką radością. Trudne warunki otoczenia zdawały się sprawiać że orkowie walczyli z jeszcze większym oddaniem. Nie minął miesiąc i armie Imperium wycofały się z planety ratując jak najwięcej ludzi i sprzętu. Prosan został przejęty przez orków.

Niebawem po odwrocie ludzi Prosan został otoczony przez Flotę Imperialną od strony Cadii i reszty Imperium. Tylko prosta droga do Oka Terroru była wolna od Imperialnych okrętów. Statki Kosmiczne Ludzi szykowały się do zaciętej walki ale ku zdumieniu wszystkich po miesiącu wszyscy orkowie opuścili całkowicie Prosan i skierowali się na wprost do Oka Terroru znikając za zasłoną zła.

Przysięga Wielkiego Szefa Tuski[]

E2120cb5c63451096a7fcd761b5a61e5

Wielki Herszt Tuska

Dwa lata przed inwazją na Prosan, na pokład ,,Miazgoszczenka", okrętu flagowego Wielkiego Szefa Tuski przedostała się poprzez Osnowę pewna demoniczna istota. Nic nie sprawiał Tusce większej radości, niż walka z silniejszym przeciwnikiem i odniesieniem nad nim zwycięstwa. Gdy więc dowiedział się, że jego załogę masakruje imponujących rozmiarów wielogłowa mara, założył swoje Energo-szpony i z okrzykiem wojennym w ustach ruszył w stronę z której dochodziły odgłosy walki.

Wielki Szef był pod ogromnym wrażeniem gwałtownej siły, gdy jego oczom ukazało się wreszcie zakrwawione, masakrujące jego burszujów monstrum. Mimo to Tuska, urodzony Herszt nie zamierzał się wycofać, szczególnie, że znajdował się na własnym terenie. Zdecydował się stawić czoło bestii. Do pojedynku doszło na mostku ,,Miazgoszczenka".

Starcie było niezwykle wyrównane, a gdy dobiegło wreszcie końca, Tuska mógł dołożyć do swojej kolekcji pamiątek bitewnych kolejne trofeum.

Podczas walki z bestią osnowy, Tuska znalazł się bliżej śmierci niż kiedykolwiek wcześniej. I ogromnie mu się to spodobało. Poprzysiągł szukać kolejnych istot Osnowy z którymi mógłby stanąć do walki. Obiecał również prowadzić swoich Chopaków na ostateczną wojnę przeciwko istotom potężniejszym od wszystkich innych. W ten sposób narodziło się Waaagh! Tuski.

Powróciwszy do świata materialnego, Wielki Szef zebrał tylu Dziwolongów, ilu zdołał i rozkazał swojej flocie ruszać do planety Prosan. Po krótkiej rozgrzewce z Imperium gdy jego Chopaki przyzwyczaili się do nieprzyjaznych warunków zdecydował się Tuska skierować flotę w leżące za Wrotami Cadiańskimi serce Chaosu. Tam - jak uważał - dojść miało do najzacieklejszej i najbardziej ekscytującej wojny w historii Galaktyki. Pod wieloma względami miał rację.


Prosto w Otchłań[]

Flota Tuski zwykle gwałtowne wejście w Osnowę wykonała z zadziwiającą łatwością. Dziwolongi ostrzegali Tuskę, że łatwiej jest wejść w przestrzeń Oka Terroru ale trudniej wyjść z jego żelaznego uścisku. Tuski to jednak nie powstrzymało. Jego flota przecinała mgławice myśli i zmętniałe morza emocji w poszukiwaniu czegoś, co można by zniszczyć. Dotarła na planety pokryte iskrzącymi się kryształami, lasami wijących się, i bełkoczących trupów i ogromnych kul wypełnionych czystą mocą, trzaskającymi i skwierczącymi gdy orkowie podchodzili do lądowania. Każdy świat był bardziej dziwaczny od poprzedniego, a oczom podróżników ukazywały się obrazy, które przeciętnego człowieka dawno już doprowadziły do szaleństwa. Tuska jednak się tym nie przejmował, jego orkowie niszczyli wszystko po drodze.

Na planecie usłanej poranionymi, ciężko dyszącymi i wijącymi się z bólu maszkaronami, uniosły się ociekające śliną jęzory, by dźgać i rozrywać swymi ostrymi końcami orkowych wojowników. Tuska i jego podwładni cięli i rąbali wszystko co się rusza. Na planecie z żywego jedwabiu długonogie kusicielki próbowały oczarować zielonoskórych, maszerujących w pobliżu ich rzeźbionych pałaców. Reakcją orków na te zaloty była każdorazowo seria z broni palnej i kilka ciosów ostrym rębakiem. Na planecie wykutej z bryły litych myśli orkowie przedzierali się przez skrzące się jak cudowny klejnot labirynty. Maszerowali, burząc wytwory niepojętej architektury, miażdżąc podkutymi żelazem buciorami na wpół realne relikwie i masakrując trwające w modlitewnym uniesieniu istoty. Choć na każdym z wynaturzonych światów, które przyszło mu odwiedzić, tracił coraz więcej orków, Tuska nigdy nie czuł się tak wspaniale.


Koniec Orczej Krucjaty (ale czy na pewno?)[]

Prawdziwa próba potęgi Tuski miała dopiero nadejść. Wylądowawszy na planecie o koloru świeżej krwi, Orkowie w poszukiwaniu przeciwnika maszerowali w sięgającej im do kolan posoce. Nie natrafili na nikogo. Brodzili w gęstej brei, kierując się w stronę widocznych na horyzoncie świateł toczącej się bitwy. Wcale się jednak do nikogo nie zbliżali.

Być może Waaagh Tuski dobiegło by końca na tej planecie, gdyby sfrustrowany Wielki Szef nie wystrzelił ze swojej spluwy w ziemię. Powłoka planety, przypominająca z wyglądu świeże mięso zanurzone we krwi, poruszyła się, reagując na to co zrobił Tuska. Orkom nie trzeba było wiele tłumaczyć. Zaczęli ciąć, rąbać i strzelać sobie pod nogi. Po karmazynowym niebie przetoczył się gniewny ryk.

Już wkrótce planeta miała okazać swój gniew w dużo bardziej niebezpieczny sposób. Z kałuż krwi wynurzać się poczęły bestie ze ścięgien i gniewu, ubrane tylko w unoszące się na wietrze smugi morderczych zamiarów. Demoniczne istoty ruszyły z krzykiem w stronę orkowych szeregów. W końcu zielonoskórzy, tracąc coraz więcej żołnierzy, zdali sobie sprawę, że trafili na godnego siebie przeciwnika.

Wielki Szef Tuska nic nie utracił ze wcześniejszej odwagi i bronił się za pomocą energo-szponów oraz rembaka. W pewnej chwili pod jego stopami ziemia niespodziewanie się rozstąpiła i z bijącego serca planety wydostało się coś ogromnego i przerażającego. Choć Tuska o tym nie wiedział, zwrócił na siebie uwagę Krwawego Księcia, władcy świata, w którego dzikie ostępy zapuścili się Orkowie. Książę uśmiechnął się w stronę zgromadzonych przed jego obliczem zielonoskórych, odsłaniając usta pełne kłów, których pozazdrościłby mu każdy członek klanu Złych Ksienżyców. Otworzył swą paszczę niewiarygodnie szeroko i ruszył do ataku.

Arcyherszt i zrodzona z krwi istota walczyli wiele godzin, lecz wkrótce jasne się stało, że demon po prostu bawi się z Orkiem. Chopaki zostali zdziesiątkowani, a Tuska krwawił obficie z tuzina głębokich ran. W końcu przeciwnik przebił go na wylot, dziurawiąc jego brzuch, i unieruchomił, przyciskając go do ziemi swym rozczepionym kopytem. Triumfujący Krwawy Książę wydał ze swych ust okrzyk ku chwale Khorna. Jednak ocalałe Dziwolongi wykorzystały tę chwilę i z pragnieniem zemsty za Tuskę zaatakowali demona nawałnicą psychicznej energii. Ten zawył wściekły na to, że pozwolił sobie na taką zuchwałość i jednym gestem zmiażdżył ich umysły. Ostatkiem sił konający Tuska wstał gdy Krwawy Książę był zajęty Dziwolongami i skręcił mu kark za pomocą swych energo-szponów.

To jednak nie koniec historii o Tusce. Swoimi wyczynami zwrócił uwagę Gorka i Morka oraz samego Khorna, który szanuje wojowników walczących do końca. Ci trzej bogowie postanowili spełnić największe marzenie Tuski: wieczna walka. Tak więc za każdym razem, gdy nad krwawym światem wschodzi słońce, Wielki Szef i jego Orkowie ruszają do boju. Maszerują poprzez krwawe bagna w niekończącym się cyklu walki i śmierci. W pewnym sensie tego dnia, dawno temu, Tuska i jego Orkowie wrócą wreszcie do domu.


,,Ja wam mówił, że wim, gdzie je klawa bitka"

- Wielki Szef Tuska

Źródła[]

Kodeks: Orkowie 5. edycja

Advertisement